Wiadomo powszechnie, że marnuje się mnóstwo żywności. Przeterminowana ląduje na hipermarketowych śmietnikach, a restauracje codziennie wyrzucają wszystkie dania, których nie udało się sprzedać. Z jednej strony jest to niewątpliwie irytujące, ale z drugiej, cóż mają robić menedżerowie tych firm, skoro rozdawanie tej niepotrzebnej im żywności jest, co najmniej źle widziane. A do niedawna było wręcz przestępstwem skarbowym.
Nowa polska sieć tanich barów dla każdego?
Senatorowie zaproponowali, żeby sklepy czy lokale gastronomiczne płaciły kary za każdy kilogram artykułów spożywczych, który wyrzucają na śmietnik. Ale właśnie pojawiło się inne, chyba ciekawsze rozwiązanie. Polska Izba Handlu (PIH) zaproponowała stworzenie sieci jadłodajni, w których będzie można sprzedawać posiłki sporządzone z produktów, które w innych okolicznościach trafiłyby na śmietnik.
Pomysłodawcą jest Waldemar Nowakowski, szef PIH-u. Jest on zdania, że takie rozwiązanie byłoby korzystne dla wszystkich. Żywność z marketów by się nie marnowała, a klienci mogliby zjeść dobrze i tanio. Co ważne, menu w tych barach składałoby się głównie ze specjałów kuchni polskiej. Potencjalny klient mógłby tam zjeść bigos, grochówkę, pomidorową czy kotlety mielone.
Oczywiście, taka inicjatywa nie mogłaby się obejść bez pomocy państwa- czy to w postaci dotacji do wynagrodzeń pracowników czy dopłat do wynajęcia lokalu. Pomysł Nowakowskiego jest reakcją na ustawę, którą chce wprowadzić Senat. Zakłada ona, że sklepy o powierzchni powyżej 250 m² musiałyby płacić 10 groszy za każdy wyrzucony kilogram żywności. Opłaty objęłyby kilkanaście tysięcy punktów w Polsce.
Bary mleczne radzą sobie coraz gorzej. Niektóre zostały zlikwidowane, a niektóre musiały zrezygnować z państwowych dotacji, bo było z nich więcej szkody niż pożytku. Natomiast pomysł na jadłodajnie wydaje się godny rozważenia- według danych, Eurostat, w Polsce marnuje się około 9 ton żywności. Mało jednak prawdopodobne, żeby pomysł Waldemara Nowakowskiego ujrzał światło dzienne. Zdaniem Mieczysława Augustyna, senatora PO nie ma on szans powodzenia, bo rząd oszczędza na wszystkim, więc nie da pieniędzy na taką inicjatywę.
Pomysłodawcą jest Waldemar Nowakowski, szef PIH-u. Jest on zdania, że takie rozwiązanie byłoby korzystne dla wszystkich. Żywność z marketów by się nie marnowała, a klienci mogliby zjeść dobrze i tanio. Co ważne, menu w tych barach składałoby się głównie ze specjałów kuchni polskiej. Potencjalny klient mógłby tam zjeść bigos, grochówkę, pomidorową czy kotlety mielone.
Oczywiście, taka inicjatywa nie mogłaby się obejść bez pomocy państwa- czy to w postaci dotacji do wynagrodzeń pracowników czy dopłat do wynajęcia lokalu. Pomysł Nowakowskiego jest reakcją na ustawę, którą chce wprowadzić Senat. Zakłada ona, że sklepy o powierzchni powyżej 250 m² musiałyby płacić 10 groszy za każdy wyrzucony kilogram żywności. Opłaty objęłyby kilkanaście tysięcy punktów w Polsce.
Bary mleczne radzą sobie coraz gorzej. Niektóre zostały zlikwidowane, a niektóre musiały zrezygnować z państwowych dotacji, bo było z nich więcej szkody niż pożytku. Natomiast pomysł na jadłodajnie wydaje się godny rozważenia- według danych, Eurostat, w Polsce marnuje się około 9 ton żywności. Mało jednak prawdopodobne, żeby pomysł Waldemara Nowakowskiego ujrzał światło dzienne. Zdaniem Mieczysława Augustyna, senatora PO nie ma on szans powodzenia, bo rząd oszczędza na wszystkim, więc nie da pieniędzy na taką inicjatywę.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj