Według danych Krajowego Rejestru Długów zobowiązania przeszło 300 tys. rodziców za niezapłacone alimenty wynoszą już 10,5 mld zł. W ich imieniu świadczenia wypłaca państwo z Funduszu Alimentacyjnego. Okazuje się jednak, że w 2019 r. niektórzy samotni rodzice mogą nie dostać już żadnych pieniędzy. Stanie się tak, ponieważ minimalna pensja ciągle rośnie, a próg dochodowy funduszu od lat nie drgnął nawet o złotówkę.
Zmiany w alimentach, zasiłki może stracić prawie 35 tysięcy osób
Od siedmiu lat zasiłek alimentacyjny przysługuje w tych rodzinach, gdzie dochód na osobę nie przekracza 725 zł. Dotychczas osoby, które pracowały za najniższe wynagrodzenie bez trudu mieściły się w tym progu, ale po następnej podwyżce ustawowego minimalnego wynagrodzenia to się zmieni. Gdy ustawowe minimum przekroczy 2150 zł (od 1 stycznia 2017 roku będzie wynosiło 2000 zł brutto) zaczną się kłopoty. W tym roku minimalna pensja wynosiła 1850 zł brutto, czyli 1355 zł na rękę. W przypadku dwuosobowej rodziny, rodzica i jednego dziecka dochód na osobę wynosił 621 zł. Jest to dochód netto po odliczeniu kosztów uzyskania przychodu, podzielony na dwie osoby. Tak właśnie jest wyliczany dochód w świadczeniach rodzinnych.
Od przyszłego roku minimalna pensja będzie wynosiła 2000 zł brutto, czyli 1459,48 zł netto. W takiej sytuacji dochód na członka rodziny wyniesie 674 zł. A kiedy tylko ustawowa minimalna pensja przekroczy próg 2150 zł, co z pewnością nastąpi w ciągu dwóch najbliższych lat, zaczną się problemy. I właśnie dlatego najbiedniejsi samotni rodzice z jednym dzieckiem stracą prawo do alimentów. 2150 zł brutto oznacza 1564 zł na rękę. Jeśli od tego zostanie odliczone 111 zł jako koszty uzyskania przychodu zostanie 1453 zł, czyli o 3 zł za dużo, by dostać alimenty. Naturalnie, przy założeniu, że do tego czasu nie zostaną podniesione składki na ubezpieczenie społeczne, zdrowotne czy podatki dochodowe.
Próg, który uprawnia do otrzymania alimentów obowiązuje od 2008 roku. Wtedy minimalna pensja wynosiła 936 zł. Od tego czasu minimalne zarobki podwoiły się, a próg dochodowy dla alimentów nawet nie drgnął. Od dawna na ten problem zwraca uwagę Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, a także Marek Michalak, rzecznik praw dziecka. Od czasu do czasu także posłowie składają w tej sprawie interpelacje. Jednak minister rodziny pracy i polityki społecznej, Elżbieta Rafalska powiedziała, że w jej resorcie nie pracuje się nad podwyższeniem lub zniesieniem kryterium dochodowego uprawniającego do świadczeń z funduszu alimentacyjnego. Według resortu utrata alimentów może grozić tylko niewielkiej liczbie rodzin, a to dlatego, bo we wniosku uwzględniany jest dochód z poprzedniego roku. Nie wiadomo jednak, co resort rozumie przez ,,niewielką liczbę rodzin". Tym bardziej, że dysponuje takimi danymi.
Z raportu ministerstwa wynika, że w 2015 roku, a są to ostatnie opublikowane dane, zasiłek alimentacyjny pobierało średnio 200 tys. rodzin. W 10% z nich dochód na osobę wynosił od 583 do 725 zł. A to oznacza, że ok. 35 tys. osób znajduje się w okolicach progu dochodowego. Niepełne rodziny mogą mieć problemy z alimentami dopiero od jesieni 2019 r przy założeniu, że kolejna podwyżka minimalnej płacy będzie miała miejsce w 2018 roku. Resort ma więc dość czasu na rozmyślanie o sprawie. Jednak nic nie wskazuje na to, że Elżbieta Rafalska zmieni przepisy alimentacyjne chociażby dlatego, bo zasiłek alimentacyjny jest specyficznym świadczeniem. Budżet wprawdzie wykłada na niego pieniądze, ale jednocześnie ściga niepłacących alimenty.
Co rok z funduszu alimentacyjnego jest wypłacane 1,5 mld zł. Różnymi sposobami urzędnicy i komornicy odzyskują niespełna 190 mln zł. To tylko 12% długów, a i tak spora część tych pieniędzy musi zostać przeznaczona na wynagrodzenie dla 2,3 tys. urzędników, którzy je odzyskują. Każdy z nich ma ,,na głowie" średnio 50 rodzin uprawnionych do otrzymywania świadczenia oraz 70 osób, które je pobierają. Właśnie dlatego, że tak bardzo trudno jest odzyskać długi alimentacyjne próg zasiłku od lat tkwi na tym samym poziomie. Do świadczeń z funduszu alimentacyjnego mają prawo osoby, którym sądownie przyznano alimenty od rodzica, ale ich egzekucja jest bezskuteczna. Najwyższy zasiłek wynosi 500 zł, jednak rodziny pobierają średnio po 300 zł.
W rodzinach, które korzystają z zasiłku alimentacyjnego jest zwykle jedno lub dwoje dzieci. W 2015 r. świadczenia z funduszu alimentacyjnego pobierało 313,5 tys. osób z 200 tys. rodzin. Większość tych rodzin nie miała żadnych innych przychodów. Co czwarty pobierający zasiłek alimentacyjny nie zarabiał ani złotówki. W dalszych 35% rodzin zarobki wynoszą mniej niż 350 zł na osobę. Teraz w Polsce udaje się ściągnąć zaledwie 20% zaległości alimentacyjnych. Oznacza to, że 8 na 10 rodziców, którzy mają obowiązek płacenia alimentów, nie wywiązuje się z niego. Wielu takich niesfornych rodziców długi alimentacyjne już zaprowadziły do więzienia. A teraz będzie im jeszcze trudniej. Owszem, najbardziej uparci trafią do więzienia, ale będą tam musieli pracować na alimenty.
Rząd od września pracował nad nowelizacją przepisów alimentacyjnych. Ministerstwo sprawiedliwości ma świadomość tego, że samo zamykanie do więzienia dłużników alimentacyjnych jest bez sensu. Przecież w ten sposób nie tylko nie spłacą żadnych długów, a za to generują kolejne koszta. Dlatego w Kodeksie karnym znalazły się zapisy o objęciu ,,alimenciarzy,, systemem dozoru elektronicznego. Dzięki temu skazany będzie mógł dalej pracować i to pod kontrolą, czy przypadkiem nie ukrywa dochodów. A sposobów na omijanie prawa było mnóstwo. Wystarczyło np., że jeden z rodziców pracuje, a drugi płaci tylko część alimentów. Jeśli co jakiś czas dał dziecku 10 zł. sąd uznawał, że robi może i puszczał go wolno.
Dotychczasowe przepisy były jak durszlak, przez który przeciekali ci, którzy z cynicznych pobudek nie mają ochoty łożyć na utrzymanie i codzienne życie swoich dzieci- powiedział Zbigniew Ziobro. Zmiany - według niego - nie uderzyły w tych, którzy nie płacą alimentów, bo sami żyją w prawdziwej biedzie. Inni, już po trzech miesiącach uchylana się od obowiązku alimentacyjnego trafią w objęcia wymiaru sprawiedliwości. Najpierw będą upomnienia prokuratora, a jeśli nie poskutkują, będzie więzienie. I praca.
Od przyszłego roku minimalna pensja będzie wynosiła 2000 zł brutto, czyli 1459,48 zł netto. W takiej sytuacji dochód na członka rodziny wyniesie 674 zł. A kiedy tylko ustawowa minimalna pensja przekroczy próg 2150 zł, co z pewnością nastąpi w ciągu dwóch najbliższych lat, zaczną się problemy. I właśnie dlatego najbiedniejsi samotni rodzice z jednym dzieckiem stracą prawo do alimentów. 2150 zł brutto oznacza 1564 zł na rękę. Jeśli od tego zostanie odliczone 111 zł jako koszty uzyskania przychodu zostanie 1453 zł, czyli o 3 zł za dużo, by dostać alimenty. Naturalnie, przy założeniu, że do tego czasu nie zostaną podniesione składki na ubezpieczenie społeczne, zdrowotne czy podatki dochodowe.
Próg, który uprawnia do otrzymania alimentów obowiązuje od 2008 roku. Wtedy minimalna pensja wynosiła 936 zł. Od tego czasu minimalne zarobki podwoiły się, a próg dochodowy dla alimentów nawet nie drgnął. Od dawna na ten problem zwraca uwagę Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, a także Marek Michalak, rzecznik praw dziecka. Od czasu do czasu także posłowie składają w tej sprawie interpelacje. Jednak minister rodziny pracy i polityki społecznej, Elżbieta Rafalska powiedziała, że w jej resorcie nie pracuje się nad podwyższeniem lub zniesieniem kryterium dochodowego uprawniającego do świadczeń z funduszu alimentacyjnego. Według resortu utrata alimentów może grozić tylko niewielkiej liczbie rodzin, a to dlatego, bo we wniosku uwzględniany jest dochód z poprzedniego roku. Nie wiadomo jednak, co resort rozumie przez ,,niewielką liczbę rodzin". Tym bardziej, że dysponuje takimi danymi.
Z raportu ministerstwa wynika, że w 2015 roku, a są to ostatnie opublikowane dane, zasiłek alimentacyjny pobierało średnio 200 tys. rodzin. W 10% z nich dochód na osobę wynosił od 583 do 725 zł. A to oznacza, że ok. 35 tys. osób znajduje się w okolicach progu dochodowego. Niepełne rodziny mogą mieć problemy z alimentami dopiero od jesieni 2019 r przy założeniu, że kolejna podwyżka minimalnej płacy będzie miała miejsce w 2018 roku. Resort ma więc dość czasu na rozmyślanie o sprawie. Jednak nic nie wskazuje na to, że Elżbieta Rafalska zmieni przepisy alimentacyjne chociażby dlatego, bo zasiłek alimentacyjny jest specyficznym świadczeniem. Budżet wprawdzie wykłada na niego pieniądze, ale jednocześnie ściga niepłacących alimenty.
Co rok z funduszu alimentacyjnego jest wypłacane 1,5 mld zł. Różnymi sposobami urzędnicy i komornicy odzyskują niespełna 190 mln zł. To tylko 12% długów, a i tak spora część tych pieniędzy musi zostać przeznaczona na wynagrodzenie dla 2,3 tys. urzędników, którzy je odzyskują. Każdy z nich ma ,,na głowie" średnio 50 rodzin uprawnionych do otrzymywania świadczenia oraz 70 osób, które je pobierają. Właśnie dlatego, że tak bardzo trudno jest odzyskać długi alimentacyjne próg zasiłku od lat tkwi na tym samym poziomie. Do świadczeń z funduszu alimentacyjnego mają prawo osoby, którym sądownie przyznano alimenty od rodzica, ale ich egzekucja jest bezskuteczna. Najwyższy zasiłek wynosi 500 zł, jednak rodziny pobierają średnio po 300 zł.
W rodzinach, które korzystają z zasiłku alimentacyjnego jest zwykle jedno lub dwoje dzieci. W 2015 r. świadczenia z funduszu alimentacyjnego pobierało 313,5 tys. osób z 200 tys. rodzin. Większość tych rodzin nie miała żadnych innych przychodów. Co czwarty pobierający zasiłek alimentacyjny nie zarabiał ani złotówki. W dalszych 35% rodzin zarobki wynoszą mniej niż 350 zł na osobę. Teraz w Polsce udaje się ściągnąć zaledwie 20% zaległości alimentacyjnych. Oznacza to, że 8 na 10 rodziców, którzy mają obowiązek płacenia alimentów, nie wywiązuje się z niego. Wielu takich niesfornych rodziców długi alimentacyjne już zaprowadziły do więzienia. A teraz będzie im jeszcze trudniej. Owszem, najbardziej uparci trafią do więzienia, ale będą tam musieli pracować na alimenty.
Rząd od września pracował nad nowelizacją przepisów alimentacyjnych. Ministerstwo sprawiedliwości ma świadomość tego, że samo zamykanie do więzienia dłużników alimentacyjnych jest bez sensu. Przecież w ten sposób nie tylko nie spłacą żadnych długów, a za to generują kolejne koszta. Dlatego w Kodeksie karnym znalazły się zapisy o objęciu ,,alimenciarzy,, systemem dozoru elektronicznego. Dzięki temu skazany będzie mógł dalej pracować i to pod kontrolą, czy przypadkiem nie ukrywa dochodów. A sposobów na omijanie prawa było mnóstwo. Wystarczyło np., że jeden z rodziców pracuje, a drugi płaci tylko część alimentów. Jeśli co jakiś czas dał dziecku 10 zł. sąd uznawał, że robi może i puszczał go wolno.
Dotychczasowe przepisy były jak durszlak, przez który przeciekali ci, którzy z cynicznych pobudek nie mają ochoty łożyć na utrzymanie i codzienne życie swoich dzieci- powiedział Zbigniew Ziobro. Zmiany - według niego - nie uderzyły w tych, którzy nie płacą alimentów, bo sami żyją w prawdziwej biedzie. Inni, już po trzech miesiącach uchylana się od obowiązku alimentacyjnego trafią w objęcia wymiaru sprawiedliwości. Najpierw będą upomnienia prokuratora, a jeśli nie poskutkują, będzie więzienie. I praca.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj